To dziwne, ale nie pamiętam, jak przyszedłem na świat.
Musiałem to zrobić w jakimś zaślepieniu.
~Jim Morrison
Nasza podróż powoli dobiegała końca. Pociąg jadący w stronę Londynu przecinał właśnie równinę. Wspominałem najpiękniejsze momenty wyjazdu - pełne doznań nie z tego świata, a także coraz intensywniejszej miłości.
Początkowo ja i Louis nie chcieliśmy zdradzać się z naszymi uczuciami, aby nie doprowadzić do rozpadu grupy. Lecz kiedy inni nas nie widzieli, miłosne wyznania, pocałunki i uściski nie miały końca. Czułem się bezgranicznie szczęśliwy. Louis promieniał.
A jednak dla pozostałych coraz bardziej jasne stawało się, że nie jesteśmy już tylko przyjaciółmi. Justin zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Natomiast Jesy chodziła nadąsana, jakby gniewał ją mój związek z Lou. Trudno. Wcześniej czy później i tak wszystko wyszłoby na jaw.
Louis obudził się i przyłożył policzek do szyby. Patrzył na melancholijny krajobraz południowej Anglii.
- Kocham cię - szepnąłem mu do ucha.
W odpowiedzi zobaczyłem uśmiech, który mógł oznaczać tylko jedno:
I love you too.
Sięgnąłem po aparat fotograficzny Justina, żeby obejrzeć zdjęcia, które zrobiliśmy podczas podróży.
Po zachwytach nad cmentarzami w Genui i Wenecji pojechaliśmy w dół półwyspu, do Rzymu, żeby zwiedzić cmentarz poetów. Zrobiliśmy wiele fotografii ogrodu, w którym w XVIII wieku spoczęli najbardziej znani angielscy i niemieccy pisarze.
Na jednej fotografii Justin uwiecznił epitafium Johna Keatsa: "Tutaj leży poeta, którego imię zostało napisane na wodzie".
Na innym ujęciu znalazł się grób Percy'ego Bysshe Shelleya, innego romantyka, męża Mary Shelley, autorki "Frankensteina". Podobno Shelley utopił się podczas rejsu statkiem wzdłuż włoskiego wybrzeża. Jego ciało znaleziono na plaży. Pochowano go na ulubionym cmentarzu angielskich pisarzy.
Jessice udało się z nim połączyć - była wielbicielką Shelleya - ale tylko częściowo, bo przez pół nocy chodził za nami stróż. Niemniej jednak rano nasza towarzyszka zapewniała, że dostała od zmarłego odpowiedź.
- Przepowiedział mi coś strasznego.
- To znaczy? - zapytał Jus.
- Wolę nie mówić. Jeśli się nie sprawdzi, opowiem wam po powrocie do domu.
Sprawa poszła w zapomnienie.
Na kolejnych zdjęciach pojawił się cmentarz żydowski w Pradze i paryski Pere-Lachaise. Chcieliśmy spędzić noc na grobie Jima Morrisona, ale - znów z powodu dozorcy - musieliśmy spać w parku. W każdym razie grób muzyka, na którym stało mnóstwo puszek po piwie, zrobił na mnie ogromne wrażenie.
W przewodniku przeczytałem, że lider The Doors odwiedził cmentarz tydzień przed swoją śmiercią i zapragnął zostać na nim pochowany. Jego życzenie spełniło się po tym, jak znaleziono go martwego po przedawkowaniu w hotelowej wannie.
Miejsce pochówku Morrisona cieszyło się tak dużą popularnością wśród fanów, że skradziono z niego po kolei cztery płyty nagrobne. W końcu rodzice wokalisty zamówili taką, która mniej rzucała się w oczy, z grecką inskrypcją Kata Ton Daimona Eaytoy. Po starogrecku oznacza to ponoć: "Stworzył swoje własne demony", a po nowogrecku: "Do wnętrza boskiego ducha".
Zrobiłem zbliżenie napisu na wyświetlaczu. Louis odwrócił głowę od widoków za oknem, opierając ją na moim ramieniu.
Naprzeciwko nas Jesy oddychała głośno, przytulona do kolan Justina, który drzemał z uchylonymi ustami.
Wykorzystując fakt, że właśnie spali, zapytałam Lou:
- Myślisz, że oni...?
- Jeśli chodzi o niego, to raczej niemożliwe - szepnął.
- Ale dlaczego?
-Taki po prostu jest. Nawet gdyby Jesy była najbliższa mu na świecie, między nimi nigdy do niczego nie dojdzie.
Wtedy zrozumiałem, że Justin wcale nie jest pagafantas. Po prostu dziewczyny go nie pociągały, tak jak nas...
____________________
I jestem z kolejnym rozdziałem :3
Fakt, planowałam go dodać nieco wcześniej, ale kompletnie zapomniałam o wycieczce, którą miałam od poniedziałku do wczoraj, a tak złapanie wifi graniczyło z cudem .-.
Fakt, planowałam go dodać nieco wcześniej, ale kompletnie zapomniałam o wycieczce, którą miałam od poniedziałku do wczoraj, a tak złapanie wifi graniczyło z cudem .-.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zawiodłam aż tak bardzo?
Bo po ostatnich ilościach komentarzy pod rozdziałami, mam wrażenie, że ciągle to robię, choć staram się jak mogę ;c
Wiem, że na nagły spadek ilości czytelników ma też moja naganna częstotliwość wstawiania rozdziałów. Uwierzcie mi, chciałabym się określić, jak większość autorek, żeby wstawiać rozdział, np. raz na trzy, cztery dni, ale moje życie jest tak... spontaniczne?..., że niestety nie mogę, przepraszam :x
Kocham Was xx
~Monte