Ty, który wchodzisz,
żegnaj się z nadzieją.
~Dante (Piekło)
Kurtka wydawała mi się ubraniem mało romantycznym jak na wyczyn, którego miałem dokonać. Dlatego założyłem długi szary płaszcz mojego ojca. Nie pytając o zgodę.
Nawet nie zauważył jak wychodzę. To z resztą normalne, że szesnastoletni chłopak spędza piątkową noc poza domem. No i zamierzałem uniknąć niewygodnych pytań, wracając przed świtem i kładąc się niepostrzeżenie do łózka, nim ojciec stwierdzi, że mnie nie ma,.
Nie chciałem zamarznąć, więc pod płaszcz założyłem dwa polary. Zwiększyć moje szanse na przeżycie w tych trudnych warunkach miały również ciepłe rękawice, szalik i wełniane szkockie skarpety.
Dotarcie na cmentarz zajęło mi zaledwie dwadzieścia minut. Z początku czułem się trochę dziwnie jako spacerujący nocami samotnik, zwłaszcza że dobiegały mnie krzyki ludzi bawiących się w La Palmie i w Cafe de Abajo. Gdy jednak znalazłem się przed cmentarną bramą, ich głosy były tylko dalekim echem.
Śnieg już nie padał, za to chrzęścił pod stopami. Księżyc lśnił wysoko na niebie - jedyny świadek mojej odwagi. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Sprawdziłem, czy nadal mam w kieszeni długą czarną rękawiczkę. Była na swoim miejscu. To trochę absurdalne, ale fakt, że należała do kogoś, kto przechodził już tego rodzaju próbę - nawet jeśli towarzyszyli mu w niej przyjaciele - dodawał mi otuchy.
Zdawałem sobie sprawę, że trójka obcych jest w lepszej formie niż ja, dlatego powątpiewałem, czy przeskoczę mur równie zwinnie. Na szczęście miałem na czym oprzeć prawą nogę, po czym przejście na drugą stronę wydało mi się dziecinnie łatwe.
Udało mi się chwycić szczytu muru. Przez chwilę szukałem podpory dla drugiej stopy. Żałosny obrazek. Czułem, że wyglądam idiotycznie.
Gdy moja lewa stopa natrafiła na jakąś szczelinę, myślałem, że za chwilę spadnę. Jednak ostatecznie udało mi się wspiąć wyżej.
Pozostało teraz zejść tak, żeby nie rozbić sobie głowy. Dzięki mlecznej poświacie księżyca odnalazłem miejsce, gdzie mogłem zeskoczyć na ziemię, otuloną śniegiem i niezbyt kamienistą.
Nie musiałem się zatem martwić, że zlecę prosto na czyjś grób. Skok i lądowanie okazały się zaskakująco miękkie, jakby w królestwie zmarłych nie działały prawa fizyki. Spadając, instynktownie ugiąłem nogi i ręce.
Znalazłem się na cmentarzu.
Wtedy też zauważyłem, że od wewnątrz mur jest całkowicie gładki. A więc wyjść stąd było już dużo trudniej niż wejść. Teoretycznie mogłem wdrapać się po płytach nagrobnych, które tworzyły coś w rodzaju schodów. Oglądałem jednak zbyt wiele filmów, w których zmarli gryzą po nogach tych, którzy ośmielili się ich niepokoić.
W każdym razie osiągnąłem swój cel i zacząłem się zastanawiać, jak spędzę czas do brzasku.
Stare cyprysy rzucały cienie w świetle księżyca. Wszędzie panowała niezmącona cisza. Przypomniałem sobie wers z Becquera: "Mój Boże, jacyż samotni są zmarli!". Bynajmniej nie dodał mi odwagi.
Żeby nie wpaść w panikę i nie pogrążyć się jeszcze przed rozpoczęciem próby, postanowiłem działać rozsądnie. Najpierw należało znaleźć w miarę wygodne miejsce na nocleg. Stawiając ostrożnie stopy pomiędzy nagrobkami, zdałem sobie sprawę, że cmentarz w Tei jest rzeczywiście niewielki. Tylko parę pustych alejek i gdzieniegdzie samotny cyprys. Mało inspirujące miejsce na spędzenie całej wieczności.
Nawet najlepiej utrzymana część nekropolii pozbawiona była miejsc nadających się do spania. Wtedy zainteresował mnie placyk na tyłach cmentarza.
Błąkając się po alejkach niczym potępieniec, zastanawiałem się, jak udowodnię tamtej trójce, że spędziłem całą noc na cmentarzu. Równie dobrze mógłbym wydostać się stąd przed świtem i poczekać, aż wzejdzie słońce. Jeśli są na zewnątrz, nie sprawdzą, ile godzin spędziłem w środku.
Wiedziałem jedno. Znajdowałem się sam na cmentarzu, nie licząc oczywiście zmarłych. Może mnie obserwowali - bo ostatecznie kto wie, jakie zabawy prowadzi się w wieczności?
Pochłonięty podobnymi myślami, wpadłem na genialny pomysł. Przyszło mi do głowy, żeby poczekać do rana na grobie, gdzie znalazłem rękawiczkę.
Poza ty, że miał w sobie coś mistycznego - mogłem w nim snuć fantazje, że za dnia jest łożem pięknego wampira - jako jeden z niewielu na tym cmentarzu miał leżącą płytę nagrobną. Poza tym znajdował się niedaleko muru. Było to naprawdę dobre miejsce. Łatwo bym stamtąd zauważył, gdyby ktoś pojawił się na cmentarzu.
Zadowolony, że w końcu podjąłem decyzję, podszedłem do wybranego przeze mnie grobu. Ktoś jednak przewidział, że zatrzymam się właśnie tam.
____________________
Wiem, że znów zawiodłam, bo każdy spodziewał się czegoś fajnego w tym rozdziale, ale cóż.. Same opisówki...
Poza tym rozdział miał pojawić się wczoraj, ale nie miałam czasu, gdyż w moim mieście była Letnia Scena Eski i po prostu nie mogłam sobie odpuścić spotkania z Jankesem, z którym (nie chwaląc się xd) udało mi się zrobić selfie na scenie jak i później poza nią :3
Chciałam Was pocieszyć, mówiąc, że w ramach przeprosin wstawię rozdział jutro, ale wątpię, by to było możliwe, bo dziś wybieram się na koncert Sabatonu i nie mam zielonego pojęcia jak będę czuć się jutro, więc nic nie obiecuję..
Jeszcze raz bardzo przepraszam
Kocham Was xx
~Monte