piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 66: Gra Kłamstw.

W czasach powszechnego zakłamania
mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym.
~George Orwell

   Słysząc te słowa, zdrętwiałem. Mechanicznie podszedłem do wielkiego okna. Morze wydawało mi się bardziej wzburzone niż rano.
   Poczułem niepewną rękę Alby na moim ramieniu.
   - Teraz mnie znienawidzisz, bo cały czas milczałam. Możesz to zrobić. Ale nie powiedziałam ci, bo bałam się, że...
   - Nie gniewam się - przerwałem jej, czując straszny ból w piersi. - Ale co wiesz na temat Louisa?
   Zanim zaczęła mówić, zabrała rękę z mojego ramienia, jakby nie była pewna, czy chcę, żeby mnie dotykała. Gdy się odezwała, jej głos zadrżał:
   - Prawdę mówiąc, widziałam się z nim tylko dwa razy. Chodziłam na lekcje tańca z jego bratem. Nie byliśmy przyjaciółmi. Louis po prostu kilka razy po niego przyszedł.
   - To chyba musiało być bardzo dawno temu, zanim jego brat bliźniak umarł.
   Alba spojrzała na mnie zdumiona. 
   - W czerwcu tego roku był na zajęciach - szepnęła niepewnie. - Potem przestał przychodzić. Jesteś pewny, że on też nie żyje? To straszne!
   Dzwonek telefonu - bo właśnie włączyłem głos - wyrwał mnie z osłupienia. Odkryłem wielkie kłamstwo. Czego jeszcze się dowiem, kiedy zacznę drążyć temat?
   Na ekranie wyświetlił się numer ojca. Ostrożność nakazywała odebrać. Po głosie poznałem, że jest wściekły.
   - Gdzie ty się, do licha, podziewasz?
   - Mówiłem ci wczoraj, że będę u Alby.
   - Nie wierzę ci. Jeśli rzeczywiście tam jesteś, daj mi ją do telefonu. 
   Spełniłem jego żądanie, nic nie rozumiejąc. Miałem w głowie zamęt.
   Alba ze swobodą wprawnej kłamczuchy - jeszcze jedna! - uspokoiła mojego ojca, mówiąc, że spędziłem noc u niej. Potem obiecała, że zaraz wrócę do domu, i oddała mi telefon.
   - W takim razie kłamią te dwa strachy na wróble, które tutaj na ciebie czekają. Twierdzą, że wczoraj się spotkaliście, i że muszą się z tobą zobaczyć. 
   Na myśl o Justinie i Jessy ucinających sobie pogawędkę z moim ojcem aż się wzdrygnąłem. Teraz, kiedy byłem o krok od poznania prawdy, jeden nocny wypad do Barcelony mógł zaprzepaścić wszelkie nadzieje.
    - Powiedz im, że już jadę - odparłem i rozłączyłem się.
   Alba spojrzała na mnie pytająco. Tego dnia chaos rządził moim życiem. Jeśli chciałem jakość wybrnąć z kłopotów, musiałem przeciągnąć swój romans o przynajmniej jeszcze jedną noc.
    Za dużo było pytań bez odpowiedzi.
   - Zobaczymy się dzisiaj wieczorem? - zapytałem.
   Zaskoczona dziewczyna uśmiechnęła się unosząc brwi.
   - Jeśli tego chcesz...
   - Jasne, że chcę. Inaczej bym cię nie pytał. Ale będziesz musiała przyjść do mnie, bo w domu chyba czeka mnie niezła awantura.
   - Udobrucham twojego ojca, odgrywając rolę grzecznej dziewczynki - powiedziała, puszczając do mnie oko. - O której mam przyjść?
   - O której chcesz. O ósmej? Zjemy pizzę w moim pokoju.
   - Świetnie.
   Znów była radosną Albą sprzed śniadania.
   - W takim razie do zobaczenia wieczorem.
   Na odchodnym przytuliłem ją, jak nakazywał scenariusz, a potem pocałowałem w usta. Nim ruszyłem w stronę domu, moja kochanka z Sant Berger powiedziała coś, czego się obawiałem:
   - Kocham cię, Harry.
   To wyznanie było jednak najmniejszym z moich problemów, więc gładko odpowiedziałem:
   - Ja ciebie też.
____________________
Harry + Alba = Halba? lol
macie jakieś propozycje na ten ship? xd
wiem, że i tak nikt nie będzie tego shippował, ale dobrze byłoby to w końcu jakoś nazwać xd