Kiedy pracowałem w fabryce,
byłem naprawdę szczęśliwy,
bo mogłem przez cały dzień
żyć marzeniami.
~Ian Curtis
Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy oboje zobaczyli ducha. Louis najwyraźniej sądził, że wyrwał mnie ze szponów śmierci. A ja wcale nie byłem zdziwiony, że zjawa w białej masce na twarzy wślizgnęła się do mojego domu.
- Którędy wszedłeś? - wyszeptałem w ciemności. - Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
- Zostawiłeś otwarte drzwi - odparł drżącym głosem. - Szedłem za tobą od Riery. W co ty się wpakowałeś? Dlaczego...?
Musiał pomyśleć o czymś strasznym, bo nagle przerwał. Jego blada twarz wykrzywiła się boleśnie, a z oczu chłopaka popłynęły dwie strugi łez, rozmywając makijaż.
Zawsze widziałem go takiego opanowanego.
Nagle krzyknął coś, czego nie zrozumiałem, i osunął się na łóżko. Szlochał.
Nie wiedziałem, co robić. Pocieszanie uczuciowej Alby było proste, natomiast Lou stanowił dla mnie jedną wielką zagadkę. Postanowiłem być ostrożny. Usiadłem na łóżku obok niego.
- Wrażenie, jakie odniosłeś, jest całkowicie błędne. Nie miałem zamiaru się wieszać. Odgrywałem tylko Iana Curtisa w ostatnich chwilach jego życia. No wiesz...
- "Love will tear us apart" - szepnął z doskonałym akcentem. - Miłość nas rozdzieli.
Potem odwrócił się do mnie i otarł łzy. Jego oczy lśniły teraz w mroku.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałem. Wciąż do mnie nie docierało, że Louis jest obok mnie, w tym samym pokoju.
- To najbardziej znana piosenka Joy Devision, głuptasie. Żona Iana kazała wyryć to zdanie na jego nagrobku.
- Miłość nas rozdzieli... - powtórzyłem cicho. - Co to znaczy? Miłość łączy. Nie chcesz się rozstawać z kimś, kogo kochasz.
- Sam jesteś na to dowodem. Przypuszczam, że jesteś we mnie zakochany, ale usiadłeś na podłodze, podczas gdy ja siedzę na twoim łóżku. I to właśnie miłość nas rozdzieliła, Harry.
Mimo że była piąta nad ranem, a do bólu w karku dołączyły przykre skutki przepicia, miałem wiele do powiedzenia na temat, który poruszył chłopak.
- Można temu łatwo zaradzić - odparłem. - Wystarczy, że usiądę na łóżku. Ty możesz zrobić wtedy, co tylko chcesz.
Odpowiedział milczeniem, którego sensu nie umiałem przeniknąć.
Zdjąłem buty i położyłem się na prześcieradle obok niego. Łóżko było na tyle szerokie, że mogliśmy na nim leżeć, nie dotykając się. Po wszystkim, co się wydarzyło tej nocy - i wszystkim, co się nie wydarzyło - musiałem zwolnić nieco tempo.
- Że też się odważyłeś wejść do obcego domu. Gdyby zobaczył cię mój ojciec, mógłbym dostać zawału.
- Nie mógł mnie zobaczyć. Wszedłem boso po schodach, żeby nie robić hałasu, i usłyszałem chrapanie. Ty też chrapiesz?
Biorąc pod uwagę okoliczności, pytanie wydało mi się niemądre. Postanowiłem zmienić temat.
- Dlaczego płakałeś? Wystraszyłem cię?
- Nie. Przypomniałeś mi o czymś. O czymś, co wydarzyło się wiele lat temu, i o czym próbuję zapomnieć. Ale nie mogę.
- To było samobójstwo?
- Tak.
- Kogoś bliskiego?
- Tak bliskiego, jak bliski może być brat bliźniak.
Louis umilkł. Odetchnął głęboko, chcąc odzyskać równowagę.
Zorientowałem się, że lepiej nie zadawać więcej pytań. Ja też nie lubię, jak ktoś chce poznać szczegóły mojego wypadku na motorze. To hipokryzja i pycha - twierdzić, że rozumie się ból, którego się nie doświadczyło. Dlatego zawsze wkurzają mnie ludzie mówiący: "Wiem, co czujesz".
Nikt nie może czuć tego, co czuje drugi człowiek. Nikomu nie można towarzyszyć w jego własnych otchłaniach.
Mój nieoczekiwany gość nadal milczał. A jednak oddech bruneta powoli się uspokajał. Podejrzewałem, że myślami jest teraz z nieżyjącym bratem. Z kimś, kto był taki sam jak on. Albo prawie taki sam.
Nagle poczułem, że teraz łączy nas dużo więcej. Nasze szczęście polegało na tym, że przeżyliśmy bardzo podobne nieszczęście.
Próbowałem odepchnąć myśl o tym, jak wiele mamy wspólnego. Nadal się bałem pokochać go zbyt mocno. Byłem przekonany, że jeśli zrobię jeszcze jeden krok w jego stronę, będę zgubiony.
Gdyby jednak znów gdzieś zniknął, straciłbym rozum - nie inaczej niż romantyczni bohaterowie.
Teraz z kolei ja musiałem zaczerpnąć powietrza.
- To chyba najdziwniejszy dzień w całym moim życiu - powiedziałem. - Od rana wydarzyło się mnóstwo rzeczy, wiesz? Tak jakbym dzisiaj miał odejść z tego świata. Wszystko wirowało wokół mnie jak w kalejdoskopie. Odegrałem nawet własną śmierć. Ale ty mnie ocaliłeś.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi, przerwałem, aby na niego spojrzeć.
Leżał z twarzą ukrytą w poduszce. Spał.
Wyglądał jak zjawisko nie z tego świata.
____________________
I co wy na to? Opłacało się czekać?
Kocham Was xx
~Monte