piątek, 27 marca 2015

Rozdział 45: Wampir z Highgate.

Jacy bliscy wydają nam się niektórzy zmarli!
I jacy martwi wydają nam się liczni spośród żywych!
~Wolf Biermann

   Z resztą bladych spotkaliśmy się po południu przy herbacie na targu Camden. Rozmawialiśmy o tym, jak skończyła się noc w hostelu Piccadilly.
   Jesy była rozgniewana.
   - Nie mogliście wysłać esemesa z wiadomością, gdzie jesteście? Przyszlibyśmy do was.
   Naturalnie nie powiedzieliśmy jej, co robiliśmy w Kensal Green. Próbowałem zbagatelizować sprawę, aby nie zakończyć nieprzyjemnym zgrzytem naszej podróży.
   - Pomyśleliśmy, że musical będzie bardzo długi... I że potem pójdziecie spać do jakiegoś baru w Soho.
   - Tak zrobiliśmy. Tańczyliśmy w klubie do drugiej w nocy. Ale powinniście dać nam znać, gdzie jesteście. Kiedy wróciliśmy do pokoju i zastaliśmy tam jedynie te chrapiące orangutany, sądziliśmy, że coś się stało. Co, u licha, robiliście bez nas na tamtym cmentarzu?
   No jasne. To, co tam robiliśmy, nie dawało jej spokoju.
   - Dobra, nieważne - wtrącił Justin. - Teraz liczy się tylko jedno. Kiedy zapadnie mrok, pójdziemy na najbardziej romantyczny i mroczny ze wszystkich cmentarzy. Bram Stoker umieścił tam jedną ze scen "Draculi". Z resztą na Highgate kręcono wiele starych filmów o księciu wampirów.
   Emocje, jakie wywołała w nas ta wizja, kazały zapomnieć o wcześniejszej rozmowie, chociaż Jesy do końca dnia miała do nas żal.
   Podczas gdy słońce powoli chowało się za horyzont, zebraliśmy się na placu przy potężnych cmentarnych murach z gotyckim basztami.
   - Jak wejdziemy? - zapytałem. - Wyglądają na nie do zdobycia.
   - Z tyłu jest niższa ściana - wyjaśnił Justin. - Nie powinno być problemów. Ale ja był poczekał jeszcze kilka godzin, aż dozorcy wrócą z obchodu.
   - Co będziemy robić przez ten czas?
   Bez słowa pokazał książeczkę o Highgate. W żółtawym świetle latarni zacząłem czytać rozdział poświęcony historii tego tajemniczego miejsca.
   Justin stał i patrzył na gwiazdy. Rudowłosa siedziała na ławce.
   - Dokąd poszedł Louis? - zagadnąłem ją.
   - Maluje się - odparła lekceważąco, wskazując ruchem dłoni toaletę publiczną. - Potem nasza kolej.
   Wróciłem do przerwanej lektury.

   Choć z przyczyn finansowych został zamknięty w 1975 roku i obecnie popada w ruinę, cmentarz Highgate był w wiktoriańskim Londynie najbardziej eleganckim miejscem pochówku. Zamożne rody wydawały fortuny na budowę olśniewających grobowców i katakumb.
   Pogorszenie się sytuacji Highgate nastąpiło na długo przed jego zamknięciem. Wilgotny i żyzny teren, na którym znajduje się nekropolia, sprzyjał niezwykłej bujności roślin zarastających płyty nagrobne i budowle. Mauzolea z tak zwanych Alej Śmierci zaczęły się rozpadać - między innymi z powodu reakcji chemicznych. Rozkład zwłok w katakumbach powodował powstawanie niebezpiecznej mieszanki gazów, od których wybuchały trumny. Obecny, godny pożałowania stan Highgate to także wina wandali. Bezczeszczenie grobów stało się tu zjawiskiem tak powszechnym, że wręcz możemy mówić o gangach walczących na cmentarzu.

   W związku z tym ostatnim wątkiem moją uwagę zwróciła historia wampira z Highgate.
   W latach sześćdziesiątych w brytyjskich mediach zaczęły się pojawiać wzmianki o wampirze, który jakoby spacerował po cmentarzu w towarzystwie trzech duchów. Historia stała się głośna w 1967 roku, kiedy to okulista Sean Manchester przedstawił świadków twierdzących, że widzieli zmarłych wychodzących z grobów; to kazało mu sądzić, że na Highgate grasuje wampir.
   Punktem kulminacyjnym tych wydarzeń był rok 1970, kiedy to wampirolog David Farrant zorganizował na cmentarzu "polowanie", w którym uczestniczyło stu łowców wampirów. Akcja, w wyniku której zniszczono wiele grobów, została zakończona przez policję. Aresztowano wówczas wiele osób.
   Farrant trafił do więzienia, a cztery lata później Sean Manchester ogłosił w mediach, że wampir został unicestwiony. Wielu świadków tego, co wydarzyło się na cmentarzu, nigdy mu jednak nie uwierzyło.
____________________

Witam z nowym rozdziałem po czasie krótszym niż tydzień, z czego jestem dumna ^^
Wiem, że nie jest on jakoś specjalnie zachwycający. To głównie opisówka, w dodatku suche fakty o jakimś tam cmentarzu w Londynie itp itd, no ale nie mogłam go pominąć, przepraszam.. 
Myślę, że następny będzie minimalnie ciekawszy ;p
Kocham Was 
~Monte xx

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 44: Kensal Green.

Jeśli nie przyjmiesz śmierci jak ukochanej,
będziesz musiał ją przyjąć jak kata.
~Gustavo Timon

   Po dwudziestu minutach dotarliśmy do bramy wiktoriańskiego cmentarza. Miejsce wyglądało na całkiem opuszczone. Być może z powodu złej sławy, jaką cieszyła się w ostatnich latach ta dzielnica.
   Wzmianki o Kensal Green, według informacji z przewodnika, często pojawiały się w prasie z powodu strzelanin i bójek, jakie miały tu miejsce. W listopadzie 2001 roku pięciu klientów popijających piwo na tarasie Castus Club zostało zranionych przez trzech zamaskowanych typów, którzy nagle otworzyli do nich ogień. Dwa lata później ojciec i jego siedmioletnie dziecko zginęli od kul. Od tamtego czasu przemoc na stałe zagościła w dzielnicy.
   Nie było to najbezpieczniejsze miejsce do spędzania nocy, choć po dotarciu tutaj o tej porze nie mieliśmy już tak naprawdę innego wyjścia.
   Tak jak przewidywał Louis, na pewnym odcinku mur cmentarza był na tyle niski, że mogliśmy go pokonać. Ze zwinnością kota wspiął się pierwszy i pomógł mi się wdrapać. Zeskoczyliśmy jednocześnie w wysoką trawę.
   Tej nocy księżyc świecił pełnym blaskiem nad miastem umarłych. Było ciepło, zatem spanie pod gołym niebem nie stanowiło problemu. Istniało tylko niebezpieczeństwo, że wylądujemy na komisariacie albo że zaatakują nas zbity z dzielnicy.
   Cmentarz tchnął atmosferą osamotnienia i dekadencji. Wychodzące z ziemi korzenie drzew powykrzywiały kamienie nagrobne. Lou był oczarowanym tym romantycznym pejzażem i jego posępną aurą, którą ponoć jeszcze silniej odczuwa się na Highgate.
   Zatrzymaliśmy się w części cmentarza pełnej otwartych grobów i zniszczonych grobowców. Bluszcz porastający gęsto te ruiny świadczył, że od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu.
   - Czytałem, że cmentarz został zbombardowany przez hitlerowców podczas drugiej wojny światowej - powiedział Louis, wyraźnie zafascynowany widokiem. - Myślisz, że ktoś zniszczył te groby niedawno?
   - Byłoby dziwne, gdyby bliscy zmarłych nie zrobili nic, aby je naprawić.
   - Może już nikogo nie ma.
   - Jak to?
   - Pewnie wszyscy umarli, nie zostawiając po sobie potomków. Podczas wojen giną przecież całe rodziny.
   Nie chcąc ryzykować spotkania z kolejnym nocnym stróżem, oddaliliśmy się od głównych alejek.
   Przekonani, że nikt nas tam nie znajdzie, na łoże wybraliśmy sobie szeroki grób porośnięty mchem. Wydawał nam się najwygodniejszy.
   - Nie umalowaliśmy twarzy - zauważyłem.
   - Ach, to jutro - odparł chłopak. - Dzisiaj nie mam ochoty komunikować się z żadnym zmarłym.
   - A co chcesz robić?
   - Kochać się z tobą.
   Gestem poprosił, bym na niego poczeka, i ukrył się za wysokim nagrobkiem.
   Podekscytowany tym pomysłem - nigdy nie posunęliśmy się tak daleko na żadnym cmentarzu - poczułem nagły przypływ gorąca. Czekając na Lou, zdjąłem ubranie i położyłem się na omszałym kamieniu.
   Aby trochę ochłonąć, zacząłem przyglądać się kraterom księżyca, którego mleczne światło odbijało się na mojej skórze.
   Louis wrócił całkiem nagi. Lekko się na mnie osunął i w ogrodzie śmierci rozpoczął się taniec życia.

++++

   Letni świt zaskoczył nas przykrytych jedynie moim płaszczem.
   W oddali słyszeliśmy symfonię wielkiego miasta. Choć była niedziela, w labiryncie londyńskich ulic panował już ruch.
   Przytulony do mojego chłopaka, pomyślałem, że tej nocy między nami nastąpiło zespolenie nie tylko ciał. Kiedy leżeliśmy na kamieniu, przysiągłem, że będę go kochał aż do samej śmierci, a nawet jeszcze dłużej.
   Potem on zrobił to samo, używając nieco innych słów:
   - Kiedy straciłem brata, umarła połowa mnie. Ale teraz moja żyjąca połowa połączyła się z twoją, jak w piosence.
   I przeciągnął się leniwie, spychając mnie z kamienia.
   Stanąłem w trawie i włożyłem ubranie, Potem poszukałem jego rzeczy. Po chwili Louis też wstał, podziwiając poranek.
   Gdy już mieliśmy opuścić cmentarz, zatrzymał mnie.
   - Chciałbym wiedzieć, na czyim grobie spaliśmy.
   Aby zrobić mu przyjemność, zerwałem trochę mchu i odsłoniłem inskrypcję.
   Pod spodem czekała nas makabryczna niespodzianka. Chociaż był to duży grób, pochowano w nim kogoś, kto przeżył tylko jeden dzień.
   - Spaliśmy na grobie dziecka! Noworodka! - zawołał Louis z przerażeniem w oczach.
   - No i co?
   - Słyszałem, że to przynosi wielkie nieszczęście.
____________________

Nie chciałam opisywać ich stosunku, ponieważ nie uważam się za dobrą w takich rzeczach. Wolałam nie psuć chwili.
Kocham Was
~Monte xx

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 43: Hostel Piccadilly.

Londyn wzywa odległe miasta.
Wybucha wojna i bitwa zaczyna się
na ulicy.
~The Clash

   W sobotę po południu dotarliśmy do miasta, które było kiedyś stolicą świata. Po dwóch dniach bez prysznica i innych wygód musieliśmy znaleźć tanie lokum, w którym przed pójściem na cmentarz moglibyśmy trochę się odświeżyć.
   Postanowiliśmy spędzić na Highgate niedzielną noc. Byłoby to nasze ostatnie emocjonujące przeżycie podczas tej podróży. A potem - szybki powrót do domu, nim wygaśnie ważność biletu InterRail.
   Zatrzymaliśmy się w hostelu Piccadilly. Było tam mnóstwo samotnych turystów objuczonych plecakami. Budynek znajdował się niedaleko placu o tej samej nazwie. Nocleg kosztował każdego z nas piętnaście funtów. Dostaliśmy ośmioosobowy pokój, który dzieliliśmy z innymi ludźmi. Po załatwieniu formalności i umyciu się zaczęliśmy rozważać różne pomysły spędzenia nocy.
   - Ja chciałabym obejrzeń "Upiora w operze" - powiedziała Jesy, która założyła najlepsze ciuchy. - Teatr jest bardzo blisko i widziałam, że na dzisiaj są jeszcze bilety za dwadzieścia funtów.
   Mnie kończyły się już pieniądze. Miałem tylko tyle, żeby przeżyć do poniedziałku, dlatego zachęcałem bladych, żeby poszli beze mnie. Wolałem przejść się do Soho, a potem wrócić do hostelu i poczytać.
   - Jestem zbyt zmęczony, żeby iść na musical - wyznał Louis. - One są bardzo długie, a w ogóle to za nimi nie przepadam.
   Justin stanął po stronie rudowłosej.
   - Ja pójdę. Skoro pokazują to od dwudziestu pięciu lat, to chyba jest coś warte.

++++

   Po kilkugodzinnym spacerze z Lou po centrum Londynu, wróciliśmy do Piccadilly. Była dwudziesta trzecia piętnaście. Padałem ze zmęczenia i braku snu. On dla odmiany był czymś podenerwowany. W drodze do hostelu dzwonił gdzieś z kilku różnych budek telefonicznych, ale nie chciał powiedzieć, co się stało.
   Przypuszczałem, że chodzi o jakąś kłótnię rodzinną, dlatego nie miałem zamiaru się wtrącać.
   Po wejściu do pokoju spotkała nas przykra niespodzianka. Czterech hooligans urządziło sobie libację na piętrowych łóżkach. Mieli tam cały arsenał puszek z piwem. Zaproponowali nam jedną, organizując właśnie konkurs bekania.
   Zajęliśmy swoje łóżka z nadzieją, że współlokatorzy przeniosą się z imprezą gdzie indziej. Szybko jednak dotarło do nas, że raczej tak się nie stanie, Puby były już zamknięte i musieliśmy pogodzić się z tym, że nasi sąsiedzi nie odpuszczą, zanim nie opróżnią ostatniej puszki.
   Bez powodzenia usiłując zasnąć z poduszką na głowie, wreszcie spytałem, czy nie mogliby się zachowywać trochę ciszej. W odpowiedzi usłyszałem gwizdy i syki. Jeden z oprychów podniósł nawet zaciśniętą pięść, jakby próbował nam grozić.
   Rozzłoszczony Louis włączył się do tej wymiany zdań, która za chwilę mogła przerodzić się w coś gorszego, Hooligans pokazali mu w odwecie parę obscenicznych gestów. Jeden z nich wrzasnął do mnie po anielsku, oddzielając każde słowo, bym mógł dobrze zrozumieć:
   - Wracaj do swojego zasranego kraju i tam ustalaj zasady, pacanie!
   Miałem trzy możliwości: odpowiedzieć na prowokację, co na pewno doprowadziłoby do bójki, zawiadomić recepcję, co przyniosłoby prawdopodobnie podobny skutek, albo poszukać nam innego miejsca do spania. Louis był za tym ostatnim rozwiązaniem.
   - Nie traćmy czasu na jakichś kretynów. Chyba wiem, gdzie moglibyśmy pójść.
   O pół do pierwszej w nocy byliśmy przy Piccadilly Circus. Dotarliśmy do stacji metra, gdzie złapaliśmy ostatni pociąg.
   - Dokąd jedziemy? - zapytałem.
   - Do Kensal Green, na pierwszy angielski cmentarz nadal otwarty dla zwiedzających. Wślizgniemy się na jego teren bez problemów.
____________________

Jedyne wytłumaczenie (bo znów jestem winna), to brak internetu przez dwa tygodnie u babci (gdzie wciąż mieszkam) i niewielka możliwość korzystania z niego u rodziców (z którymi od dłuższego czasu nie zamierzam się często widywać). 
Przepraszam..