niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 44: Kensal Green.

Jeśli nie przyjmiesz śmierci jak ukochanej,
będziesz musiał ją przyjąć jak kata.
~Gustavo Timon

   Po dwudziestu minutach dotarliśmy do bramy wiktoriańskiego cmentarza. Miejsce wyglądało na całkiem opuszczone. Być może z powodu złej sławy, jaką cieszyła się w ostatnich latach ta dzielnica.
   Wzmianki o Kensal Green, według informacji z przewodnika, często pojawiały się w prasie z powodu strzelanin i bójek, jakie miały tu miejsce. W listopadzie 2001 roku pięciu klientów popijających piwo na tarasie Castus Club zostało zranionych przez trzech zamaskowanych typów, którzy nagle otworzyli do nich ogień. Dwa lata później ojciec i jego siedmioletnie dziecko zginęli od kul. Od tamtego czasu przemoc na stałe zagościła w dzielnicy.
   Nie było to najbezpieczniejsze miejsce do spędzania nocy, choć po dotarciu tutaj o tej porze nie mieliśmy już tak naprawdę innego wyjścia.
   Tak jak przewidywał Louis, na pewnym odcinku mur cmentarza był na tyle niski, że mogliśmy go pokonać. Ze zwinnością kota wspiął się pierwszy i pomógł mi się wdrapać. Zeskoczyliśmy jednocześnie w wysoką trawę.
   Tej nocy księżyc świecił pełnym blaskiem nad miastem umarłych. Było ciepło, zatem spanie pod gołym niebem nie stanowiło problemu. Istniało tylko niebezpieczeństwo, że wylądujemy na komisariacie albo że zaatakują nas zbity z dzielnicy.
   Cmentarz tchnął atmosferą osamotnienia i dekadencji. Wychodzące z ziemi korzenie drzew powykrzywiały kamienie nagrobne. Lou był oczarowanym tym romantycznym pejzażem i jego posępną aurą, którą ponoć jeszcze silniej odczuwa się na Highgate.
   Zatrzymaliśmy się w części cmentarza pełnej otwartych grobów i zniszczonych grobowców. Bluszcz porastający gęsto te ruiny świadczył, że od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu.
   - Czytałem, że cmentarz został zbombardowany przez hitlerowców podczas drugiej wojny światowej - powiedział Louis, wyraźnie zafascynowany widokiem. - Myślisz, że ktoś zniszczył te groby niedawno?
   - Byłoby dziwne, gdyby bliscy zmarłych nie zrobili nic, aby je naprawić.
   - Może już nikogo nie ma.
   - Jak to?
   - Pewnie wszyscy umarli, nie zostawiając po sobie potomków. Podczas wojen giną przecież całe rodziny.
   Nie chcąc ryzykować spotkania z kolejnym nocnym stróżem, oddaliliśmy się od głównych alejek.
   Przekonani, że nikt nas tam nie znajdzie, na łoże wybraliśmy sobie szeroki grób porośnięty mchem. Wydawał nam się najwygodniejszy.
   - Nie umalowaliśmy twarzy - zauważyłem.
   - Ach, to jutro - odparł chłopak. - Dzisiaj nie mam ochoty komunikować się z żadnym zmarłym.
   - A co chcesz robić?
   - Kochać się z tobą.
   Gestem poprosił, bym na niego poczeka, i ukrył się za wysokim nagrobkiem.
   Podekscytowany tym pomysłem - nigdy nie posunęliśmy się tak daleko na żadnym cmentarzu - poczułem nagły przypływ gorąca. Czekając na Lou, zdjąłem ubranie i położyłem się na omszałym kamieniu.
   Aby trochę ochłonąć, zacząłem przyglądać się kraterom księżyca, którego mleczne światło odbijało się na mojej skórze.
   Louis wrócił całkiem nagi. Lekko się na mnie osunął i w ogrodzie śmierci rozpoczął się taniec życia.

++++

   Letni świt zaskoczył nas przykrytych jedynie moim płaszczem.
   W oddali słyszeliśmy symfonię wielkiego miasta. Choć była niedziela, w labiryncie londyńskich ulic panował już ruch.
   Przytulony do mojego chłopaka, pomyślałem, że tej nocy między nami nastąpiło zespolenie nie tylko ciał. Kiedy leżeliśmy na kamieniu, przysiągłem, że będę go kochał aż do samej śmierci, a nawet jeszcze dłużej.
   Potem on zrobił to samo, używając nieco innych słów:
   - Kiedy straciłem brata, umarła połowa mnie. Ale teraz moja żyjąca połowa połączyła się z twoją, jak w piosence.
   I przeciągnął się leniwie, spychając mnie z kamienia.
   Stanąłem w trawie i włożyłem ubranie, Potem poszukałem jego rzeczy. Po chwili Louis też wstał, podziwiając poranek.
   Gdy już mieliśmy opuścić cmentarz, zatrzymał mnie.
   - Chciałbym wiedzieć, na czyim grobie spaliśmy.
   Aby zrobić mu przyjemność, zerwałem trochę mchu i odsłoniłem inskrypcję.
   Pod spodem czekała nas makabryczna niespodzianka. Chociaż był to duży grób, pochowano w nim kogoś, kto przeżył tylko jeden dzień.
   - Spaliśmy na grobie dziecka! Noworodka! - zawołał Louis z przerażeniem w oczach.
   - No i co?
   - Słyszałem, że to przynosi wielkie nieszczęście.
____________________

Nie chciałam opisywać ich stosunku, ponieważ nie uważam się za dobrą w takich rzeczach. Wolałam nie psuć chwili.
Kocham Was
~Monte xx

4 komentarze:

  1. Jeju kocham ten rozdział x oczywiscie końcówka mnie troszkę przeraziła,bo zrozumialam ze te nieszczescie napewno sie spelni. Wszystko mozliwe cnie. Idk czytam te opowiadanie i serce jakos szybciej mi bije uwielbiam ten stan. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział x @Larreh3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten rozdział jest prześliczny <3. Trochę przeraziła mnie końcówka, boje się co to może być za nieszczęście :/ Czekam na kolejny rozdział :) @Aleksandra_166

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny. podobnie jak moje poprzedniczki twierdzę, że końcówka jest troszkę straszna.. już nie mogę się doczekać kolejnego ;)
    @Olla1235

    OdpowiedzUsuń
  4. Woah, ten rozdzial byl przerazajacy. Ich relacja ogolbie jest jakas dziwna, i kochali sie na cmentarzu grr az mam ciarki na plecach. I jeszcze na grobie noworodka. I widze ze to powazne skoro louis sie tym przejal tak bardzo idk

    OdpowiedzUsuń