poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Prolog: Rękawiczka na śniegu.

   Po raz pierwszy usłyszałem ten głos pewnego zimowego wieczoru.
   Wszedłem na zbocze miejskiego cmentarza, które pokryła cienka warstwa śniegu. Zostało kilka dni do końca bożonarodzeniowych ferii i miałem już dość spotkań rodzinnych. Na drodze nie było żywej duszy, jedynie ślady ptaków, kraczących teraz na ciemniejącym niebie.
   Wiedziałem, ze cmentarz będzie o tej porze zamknięty, ale lubiłem roztaczający się spod niego widok na Morze Śródziemne. Teia to położone na wzgórzu jedno z miasteczek wybrzeża. Wielki błękit widać stąd jednak tylko wtedy, gdy dotrze się do któregoś z punktów bliżej szczytu, na przykład do cmentarza.
   Oparty o mur, snułem sny na jawie, patrząc na widoczny w oddali statek. I wtedy to się stało... Aż drgnąłem, gdy usłyszałem śpiew. Był to bardzo delikatny, wysoki głos, jakby z kryształu. Docierał zza ogrodzenia.
   Zafascynowany, wsłuchałem się w smutną melodię. Głos chłopaka rzeczywiście dobiegał z zamkniętego cmentarza. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, gdy próbowałem wyłowić poszczególne słowa.

Sun was hiding into the clouds
Black birds flew the graveyard
I was feeling half dead inside
Without knowing you were half alive*

   - Co, do diabła...? - zapytałem na głos, żeby dodać sobie odwagi.
   Po chwili posępna ballada nagle się urwała, jakby tajemniczy śpiewak wyczuł moją obecność. Zaintrygowany, podbiegłem do żelaznej bramy, jednak niewiele mi to dało.
   - Jest tam kto? - zawołałem, sądząc, że może na cmentarzu zgubiło się jakieś dziecko.
   Cisza.
   Jedyną odpowiedzią było zawodzenie wiatru. Tymczasem noc zaczęła opadać na wzgórze jak ciężka kurtyna.
   Zaniepokojony i oczarowany zarazem, postanowiłem wrócić do domu.
   Zacząłem powoli schodzić po zboczu, uważając, żeby nie poślizgnąć się na cienkim lodzie. Tamten śpiew, jak z zaświatów, wydawał mi się już złudzeniem, gdy wtem usłyszałem go ponownie, oddaliwszy się o zaledwie trzydzieści metrów od cmentarza.
   Wiatr wiejący od wzgórza czynił każdy dźwięk wyraźniejszym i może dlatego głos wybrzmiewał teraz pełniej. Dźwięki były niższe i bardziej ostre, chrapliwe, jakby śpiewał je mężczyzna. 

Why are you alone in here
So far and near?**

   Zacząłem biec zboczem w dół na oślep, zapominając o śliskim śniegu i o groźbie runięcia w przepaść. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy zobaczyłem pierwsze domy w miasteczku.

++++

   Po bezsennej nocy - nie byłem w stanie zapomnieć o tamtym śpiewie - wróciłem na cmentarz w świetle poranka.
   Przyszedłem na kilka minut przez dozorcą, który otworzył bramę. Przekroczyłem ją zdecydowanym krokiem i podążyłem ku miejscu, skąd dzień wcześniej dobiegał śpiew.
   Pokryte śniegiem i szronem nagrobki połyskiwały w oślepiająco jasnych promieniach słońca. Poza mną nie było tu nikogo.
   Przystanąłem obok muru. W alejce nie dostrzegłem żadnych śladów stóp, ale po nocnej zadymce mógł je po prostu przykryć śnieg. Już miałem wyjść z cmentarza, gdy zwróciło moją uwagę coś ciemnego leżącego na jednym z grobów.
   Zaciekawiony, zbliżyłem się do tajemniczego przedmiotu. Była to długa czarna rękawiczka z lycry, podobna do tej, którą nosiła Rita Hayworth w filmie "Gilda". Podniosłem ją. Pachniała subtelnie, ale intensywnie perfumami, co oznaczało, że nie leżała tutaj sługo. Najwyżej przez jedną noc...
   Chowając ją do kieszeni, uprzytomniłem sobie, że należała do osoby, która wczoraj nuciła pełną melancholii melodię.
   Wciąż miałem w pamięci ten niezwykle wysoki głos - jakby chórzysty. Być może to jakiś sopranista śpiewał za zamkniętą bramą cmentarza.
   Rękawiczka na grobie i zagadka, której nie umiałem rozwikłać...
   Musiały minąć miesiące, żeby wraz z końcem zimy pojawiła się odpowiedź jeszcze bardziej niepokojąca niż samo pytanie.
____________________
* "Słońce ukrywało się za chmurami,
    Czarne ptaki przefrunęły nad cmentarzem,
    Czułem się  na wpół martwy,
    Nie wiedząc, że ty jesteś na wpół żywy."

**"Co tutaj robisz sam,
    tak bliski i tak daleki?"
____________________

No to mamy prolog :D
Może nie przedstawia zbyt wiele, ale mam nadzieję, że jakoś zachęci Was do dalszego czytania :3
Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, zapraszam do zakładki Informowani, o której będę przypominać przy paru kolejnych rozdziałach ^.^ 
Nie sądzę, żebym miała jeszcze coś do powiedzenia.
Ewentualnie zachęcam do komentowania, bo dzięki temu widzę, ile osób naprawdę jest zainteresowanych, przez co wiem, czy dalsza kontynuacja ma sens.
I to by było na tyle :)
Kocham Was xx
~Monte

6 komentarzy:

  1. Zapowiada się świetnie, tak tajemniczo, nie mogę doczekać się następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurdę.
    To jest przerażające, ugh.
    Boję się XDD
    Nieee, oby Louis się nie malował :)
    @elciaaa085

    OdpowiedzUsuń
  3. szczerzę? to na prawdę coś innego niż to wszystko co czytałam dotychczas..jest takie inne mogę przyznać że tajemnicze. Myślałam że żadne ff już mnie nie zaskoczy aż tu bum trafiłam przypadkowo na twojego bloga i kurde miałam niezłego farta haha
    Podoba mi się w Tobie to że nie kopiujesz od innych i wymyśliłaś wgl coś innego coś czego jeszcze nie było to jest u Cibie bardzo dużym plusem ja jako czytelnik na prawdę cenię sobie to. Co tu mogę jeszcze dużo pisać czekam na następny :)
    ~K

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow super! Tak ale nie umiesz pisac wgl kłamca! Haha super no i oczywiscie musisz mnie informowac *.* uwielbiam to <3 @RoomJDirection

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! To coś tak innego. Trochę jak mieszanka horroru, fantazy i kryminału. Bardzo różni się od typowych opowiadań o Larrym dozgonnie zakochanym. Niemniej baardzo mi się to podoba. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!

    Noelle xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne! Idę czytać kolejne rozdziały :) @Aleksandra_166

    OdpowiedzUsuń