Miłość i nienawiść, lament i śmiech
pod ślepą wiecznością nieba.
~Salvador Espriu
Już w samochodzie, jadąc drogą krajową na północ, pomyślałem, że sytuacja trochę się skomplikowała. Było jasne, że ojciec nie podwozi mnie do Arenys tylko dlatego, żebym nie musiał tłuc się pociągiem.
Chciał na własne oczy zobaczyć, z kim umówiłem się na randkę. A zamiast kusiciela z Sant Cugat, którego sobie wyobrażał, ujrzałbym trzy blade zjawy.
Podczas gdy ja gorączkowo się zastanawiałem, jak uniknąć konfrontacji, która wydawała się nieunikniona, ojciec powiedział coś, co jeszcze pogłębiło mój niepokój.
- Pamiętam taki wiersz o cmentarzu w Arenys, którego uczyłem się w szkole. Znasz go? To utwór Salvadora Espriu. Nosi tytuł "Cmentarz w Sinerze".
- Słyszałem kiedyś rozmowę na jego temat - odpowiedziałem przerażony.
- Przypominam sobie sam koniec. To było jakoś tak: "Wierny milczeniu starychh drzew, które tak kochałem, idę w zapomnienie, zostawiając za sobą miłość, handlarzy świec, cierpienia, ślady ostatnich kroków".
- Przygnębiający.
Ojciec westchnął.
- Podobnie jak życie.
Na miejscu byliśmy za pięć jedenasta. Po niezadaszonym dworcu w Arenys de Mar kręcił się tylko jeden chłopak. Miał około dwudziestki. Palił papierosa, zerkając na tory. Zrobił się na bóstwo, więc pewnie czekał na swoją dziewczynę.
Postanowiłem wykorzystać ten fakt, żeby uniknąć katastrofy.
- Pójdę sam, dobra? - poprosiłem ojca. - Będę się czuł głupio, jak zabaczy mnie z tobą. Przedstawię ci go za jakiś czas, jak między nami zaiskrzy.
- Nie jest dla ciebie trochę za stary? - zapytał mnie z zaskoczeniem.
- Tylko wygląda dorośle... Ubrał się tak, bo idziemy na imprezę, na której będą starsi od nas ludzie. Wiesz, elegancki catering i tak dalej.
- No, dobrze, sam wiesz, co robisz... Mam po ciebie przyjechać, jak będziesz chciał wracać?
- Wielkie dzięki, tato, ale poczekam do pierwszego pociągu. Impreza może trochę potrwać.
Gdy się pożegnaliśmy, ruszyłem w stronę chłopaka z papierosem. Tak jak przewidywałem, ojciec nadal mnie obserwował. Pomyślałem, że muszę wypaść wiarygodnie.
Szybko pocałowałem chłopaka w policzek. Okazało się, że jest wyższy ode mnie. Potem szepnąłem mu do ucha:
- Mam do ciebie prośbę. Zachowuj się tak, jakbyś mnie znał i jakbyśmy byli umówieni. Mój ojciec na nas patrzy i...
Odepchnął mnie i zaczął na mnie bluzgać. Na szczęście jego wrzaski zagłuszył nadjeżdżający pociąg.
- Zamknij się, głupku! Co ty sobie wyobrażasz?! Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam.
- Odwal się! - wrzasnął. - Myślisz, że w taki sposób zrobisz na mnie wrażenie, wieśniaku? Za kogo ty mnie masz?!
Po tych słowach coś do mnie dotarło. Czy on był gejem?
W tej chwili to nie było ważne. Odwróciłem się w stronę ojca, ale na szczęście już go nie było.
Chwilę później z pociągu wysiadło trzech typów. Mieli na sobie skórzane kurtki. Najniższy z nich złapał mnie za szyję.
- Masz jakiś problem?
- Rzucił się na mnie! - zawołał chłopak. - Chyba ma coś z głową!
- Trzeba będzie spuścić mu łomot - powiedział jeden z jego kolegów, podsuwając mi pięść pod nos.
Już się przymierzał do zadania ciosu, kiedy na peron weszły trzy czarne postaci.
Jesy zareagowała jako pierwsza.
- Zostaw go! Tacy jesteście odważni? Czworo na jednego?
Faceci wyglądali na zbitych z tropu. Do tego stopnia, że ten, który ściskał moją szyję, puścił mnie i zawołał:
- Skąd biorą się takie szkarady?
Wykorzystałem ten moment, żeby dołączyć do bladych, którzy wcale nie wyglądali na wystraszonych. Teraz było czworo na czworo. Miałem jednak wrażenie, że kilka ciosów gości w skórach zakończy nierówną walkę.
- Jedziemy na pogrzeb - oświadczył nagle Louis.
Trzej faceci popatrzyli na niego z osłupieniem, a zarazem podziwem. Spodobał im się.
Wtedy odezwał się chłopak z papierosem, który najwyraźniej chciał uniknąć zadymy.
- Zostawcie ich. To przecież jeszcze dzieciaki.
____________________
Hej, jak obiecałam, jestem dziś z nowym rozdziałem :3
Nie będę się za bardzo rozpisywać :P
Powiem jedynie, że jutro następny :D
Kocham Was xx
~Monte
Na miejscu byliśmy za pięć jedenasta. Po niezadaszonym dworcu w Arenys de Mar kręcił się tylko jeden chłopak. Miał około dwudziestki. Palił papierosa, zerkając na tory. Zrobił się na bóstwo, więc pewnie czekał na swoją dziewczynę.
Postanowiłem wykorzystać ten fakt, żeby uniknąć katastrofy.
- Pójdę sam, dobra? - poprosiłem ojca. - Będę się czuł głupio, jak zabaczy mnie z tobą. Przedstawię ci go za jakiś czas, jak między nami zaiskrzy.
- Nie jest dla ciebie trochę za stary? - zapytał mnie z zaskoczeniem.
- Tylko wygląda dorośle... Ubrał się tak, bo idziemy na imprezę, na której będą starsi od nas ludzie. Wiesz, elegancki catering i tak dalej.
- No, dobrze, sam wiesz, co robisz... Mam po ciebie przyjechać, jak będziesz chciał wracać?
- Wielkie dzięki, tato, ale poczekam do pierwszego pociągu. Impreza może trochę potrwać.
Gdy się pożegnaliśmy, ruszyłem w stronę chłopaka z papierosem. Tak jak przewidywałem, ojciec nadal mnie obserwował. Pomyślałem, że muszę wypaść wiarygodnie.
Szybko pocałowałem chłopaka w policzek. Okazało się, że jest wyższy ode mnie. Potem szepnąłem mu do ucha:
- Mam do ciebie prośbę. Zachowuj się tak, jakbyś mnie znał i jakbyśmy byli umówieni. Mój ojciec na nas patrzy i...
Odepchnął mnie i zaczął na mnie bluzgać. Na szczęście jego wrzaski zagłuszył nadjeżdżający pociąg.
- Zamknij się, głupku! Co ty sobie wyobrażasz?! Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam.
- Odwal się! - wrzasnął. - Myślisz, że w taki sposób zrobisz na mnie wrażenie, wieśniaku? Za kogo ty mnie masz?!
Po tych słowach coś do mnie dotarło. Czy on był gejem?
W tej chwili to nie było ważne. Odwróciłem się w stronę ojca, ale na szczęście już go nie było.
Chwilę później z pociągu wysiadło trzech typów. Mieli na sobie skórzane kurtki. Najniższy z nich złapał mnie za szyję.
- Masz jakiś problem?
- Rzucił się na mnie! - zawołał chłopak. - Chyba ma coś z głową!
- Trzeba będzie spuścić mu łomot - powiedział jeden z jego kolegów, podsuwając mi pięść pod nos.
Już się przymierzał do zadania ciosu, kiedy na peron weszły trzy czarne postaci.
Jesy zareagowała jako pierwsza.
- Zostaw go! Tacy jesteście odważni? Czworo na jednego?
Faceci wyglądali na zbitych z tropu. Do tego stopnia, że ten, który ściskał moją szyję, puścił mnie i zawołał:
- Skąd biorą się takie szkarady?
Wykorzystałem ten moment, żeby dołączyć do bladych, którzy wcale nie wyglądali na wystraszonych. Teraz było czworo na czworo. Miałem jednak wrażenie, że kilka ciosów gości w skórach zakończy nierówną walkę.
- Jedziemy na pogrzeb - oświadczył nagle Louis.
Trzej faceci popatrzyli na niego z osłupieniem, a zarazem podziwem. Spodobał im się.
Wtedy odezwał się chłopak z papierosem, który najwyraźniej chciał uniknąć zadymy.
- Zostawcie ich. To przecież jeszcze dzieciaki.
____________________
Hej, jak obiecałam, jestem dziś z nowym rozdziałem :3
Nie będę się za bardzo rozpisywać :P
Powiem jedynie, że jutro następny :D
Kocham Was xx
~Monte
OMG CO
OdpowiedzUsuńno to Harry odpierdolił szopkę haha boże myślałam że jebnę z beki jak On do niego podszedł ale później nie było za wesoło..kurde jaka spina wgl myślałam że już tu się będą bić haha
najlepsze wgl "idziemy na pogrzeb" no to harry powodzenia
jutro następny wow szalejesz haha
~K
Dobrze że bladzi przyszli i uratowali Harry'ego xD Ale nie dziwię się temu facetowi że się wkurzył xD
OdpowiedzUsuń@69_with_batman
Tak jak obiecałam, dodaję komentarz pod przeczytanym rozdziałem :D
OdpowiedzUsuń~@kaczuszkaa
Haha ta akcja z Harrym i tym chłopakiem była komiczna :D Rozdział fajny. Cieszę się, że jutro następny :D @ Aleksandra_166
OdpowiedzUsuńOmg dobrze że nic nie stało się temu głupkowi!!! Oczywiście Lou i reszta przyszli na czas,yay xx Końcówka najlepsza <3 czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuń