Kto się boi miłości, ten boi się życia,
a kto boi się życia, jest już
w trzech czwartych martwy.
~Bertrand Russell
Związek był oczywisty. Louis mieszka w Sant Cugat, a jego rękawiczka zawisła obok zdjęcia zrobionego w klasztorze znajdującym się w tej miejscowości.
Tak właśnie zrozumiałem wiadomość od mojego brata: odpowiedź kryje się w klasztorze. Musiałem jak najszybciej tam pojechać.
Najpierw w jednym z barów w okolicach cmentarza zmyłem makijaż. Potem zjadłem śniadanie i pojechałem metrem na Plaza Cataluna. Tam złapałem pociąg do Sant Cugat jadący w kierunku Uniiversidad Autonoma i Sabadell.
Droga była urozmaicona. Za Barceloną pociąg zaczął mijać górskie wioski. Siąpiła mżawka. Krajobraz przypominał bardziej Austrię niż przedmieście wielkiej i brudnej aglomeracji.
W piętnaście minut znalazłem się na miejscu. Przeciąłem główne ulice i skierowałem się ku słynnemu klasztorowi. Nadal mżyło i byłem już przemoczony.
Wcześniej odwiedziłem Sant Cugat zaledwie raz - ze szkołą przyjechałem na zajęcia z jazdy konnej dla początkujących. Połowa dzieci zanosiła się płaczem, ponieważ konie były większe, niż je sobie wyobrażaliśmy. Gdy tylko któryś zarżał, baliśmy się, że zrzuci nas na ziemię.
Teraz po latach zupełnie nie poznałem Sant Cugat. Miejscowość rozwinęła się dzięki bogaczom, którzy zbudowali sobie tutaj luksusowe wille, tak samo jak w Tei. Wkrótce przystanąłem pod zabytkowym klasztorem z ogromną rozetą podobną do oka. Wysoka wieża nosiła ślady tysiąca lat deszczów i nieszczęść.
Okrążyłem kilka razy budowlę. Kazała się dużo większa, niż sądziłem. Kiedy rozpadało się na dobre, wszedłem do środka. Ku mojemu zaskoczeniu nikt nie sprzedawał biletów.
Wewnątrz było całkiem pusto.
Nie wiedząc do końca, czego właściwie szukam, zacząłem niepewnie chodzić pod sklepieniami. W oddali, za łukami wspartymi na podwójnych kolumnach, ulewa podtapiała wirydarz, na którym małżeństwo z nagrobka pozowało kiedyś do zdjęcia.
Nagle, chodząc tam i z powrotem, zauważyłem postać w kapturze. Oparta o jedną z kolumn, czytała grubą książkę. Pomyślałem, że to mnich z klasztoru. Uniosłem rękę na powitanie.
Odkrył głowę, żeby na mnie spojrzeć. Jego oczy, pełne nadprzyrodzonego światła, rozpromieniły zaciemniony krużganek.
- Odnalazłeś mnie - powiedział Louis spokojnym głosem.
Poczułem, że brakuje mi tchu. Bezgłośnie podziękowałem Julianowi za to, że wskazał mi drogę do jedynego sensu mojego życia.
- To moje schronienie. Przychodzę tu często, żeby poczytać - dodał, a potem zdjął habit.
Pod spodem miał jedynie czarną koszulę z krawatem, a na prawej ręce długą rękawiczkę sięgającą aż do łokcia. Taką samą jak ta, którą tyle miesięcy nosiłem w kieszeni.
Chciałem zapytać, dlaczego ubrał się elegancko do czytania w klasztorze, ale ugryzłem się w język. Zamiast tego zapytałem:
- Nie powinieneś być teraz w szkole?
Lou spojrzał na mnie badawczo swoimi pięknymi oczami, a potem odparł:
- Nie wiem, powinienem?
Zważywszy niezwykle okoliczności naszego spotkania, poczułem, że moje pytanie było niedorzeczne. Przez chwilę milczeliśmy, patrząc na siebie. Przyzwyczajony do jego pomalowanej na biało twarzy, przyglądałem się teraz nieskazitelnie gładkiej cerze, tej, która była całym moim życiem.
Potem przeniosłem wzrok na jego odkryte przedramiona i rękę.
- Zamarzniesz - powiedziałem. - Myślę, że nadszedł moment, abym oddał ci coś, co należy do ciebie.
Z nieukrywanym żalem wyjąłem z kieszeni rękawiczkę, która była ze mną od Bożego Narodzenia. Miałem wrażenie, że od tamtego czasu minęły całe wieki.
- Załóż mi ją - poprosił.
Nigdy nie zakładałem nikomu rękawiczek, toteż potrzebowałem trzech prób, aby w końcu jego smukłe palce oblekły się w czerń.
Kiedy skończyłem, zarzucił mi ręce na szyję i pocałował mnie.
Świat zamarł.
____________________
No i proszę bardzo, jest upragniony już od kilku dobrych rozdziałów Larry Moment! Tadaaa! :D
Mam nadzieję, że jakoś Wam wynagrodziłam te moje wszystkie złamane obietnice (za które swoją drogą wciąż mi wstyd i źle się z nimi czuję).
Btw, żeby nie smętać, jak pisałam moment, w którym Harry spojrzał w oczy Lou, w radio puścili Blank Space. Pisząc, doskonale trafiłam w moment "you look like my next mistake" i nie powiem, no beka xD
I to by było w zasadzie na tyle :P
Do następnego :3
Kocham Was xx
~Monte
PS. Och chciałam jeszcze dodać, że to jest koniec części drugiej. Następny rozdział będzie początkiem części trzeciej, dlatego nieco rzeczy zacznie się tak jakby nagle ze względu na przeskok w czasie.
alleluja, larry! ��
OdpowiedzUsuńAsddfchhl w końcu LARRY. Uwielbiam tą tajemniczośc w tym ff no i do tego fakt jak.powoli to wszystko idzie,az nie mozna się doczekac nastepnych rozdziałów x czekam na kolejny xx btw kocham ten rozdział @Larreh3
OdpowiedzUsuńo mój boże?! czekałam pieprzone 41 rozdziałów na ten moment i patrzałam się chyba z 10 minut na ekran z głupim uśmiechem! od razu poprawił mi się humor haha
OdpowiedzUsuńnareszcie nareszcie nareszcie to się stało kurde no już nie mogę doczekać się następnego rozdziału i czy harry odda pocałunek i jak to wszystko będzie boże idsjnfids za dużo emocji jak na jeden wieczór wiesz
~K
mój Hazz sie rozwija! jej <3 Larry <3 wiesz ze cie kocham? wiesz bo ci dzisiaj pisałam :D ma szybciutko być następny i ej masakra już 41 rozdział? kiedy to zleciało? wgl to love you i czekam na następny ~Megan xx
OdpowiedzUsuńOMG!!!! Nareszcie doczekałam się Larry Moment ;3 Uwielbiam twoje opowiadanie i czekam na kolejne rozdziały <3 @Aleksandra_166
OdpowiedzUsuńOjeju to przed tym ostrzegalas heh
OdpowiedzUsuń