Dookoła, z każdej strony,
tańczyły nocne płomienie śmierci.
~Samuel Taylor Coleridge
Na płycie leżały złożony koc i koszyk zakryty chusteczką. Zajrzałem do środka, myśląc, że chyba muszę być bardzo przewidywalny.
Zawartość koszyka - cztery jabłka i butelka z wodą - sprawiła, że na chwilę zapomniałem o chłodzie i samotności. Dotknąłem koca. Okazał się gruby i przyjemnie miękki.
Mile zaskoczony tym, co znalazłem, ugryzłem jabłko, zastanawiając się, kto zostawił dla mnie te rzeczy. Chciałem, żeby to był Louis, chociaż równie dobrze za wszystkim mogła stać jego koleżanka. A nawet Justin, który wydawał mi się najbardziej w porządku z całej trójki.
Zjadłem jabłko, a potem cisnąłem ogryzek przez ogrodzenie. Jeżeli właśnie tam się ukrywali, mieli dowód, że kolacja się nie marnuje. Ale coś mi podpowiadało, że ani tutaj, ani na zewnątrz nie ma nikogo. Nikogo ze świata żywych.
Przykryłem koszyk z powrotem i postawiłem go na ziemi, tuż obok płyty. Sięgnąłem po koc i owinąłem się nim najlepiej, jak potrafiłem, żeby osłonił mnie przed zimnem kamienia.
W dwóch polarach, płaszczu i kocu moje szanse na uniknięcie zapalenia płuc znacznie wzrosły.
Gdy zamykałem oczy, żeby spróbować zasnąć, odniosłem wrażenie, że księżyc staje się coraz większy.
++++
Nie mam pojęcia, jak długo byłem pogrążony w tym półśnie. Czułem, że przebywam gdzieś na granicy jawy. Wtedy obudziły mnie szmery.
Z początku sądziłem, że te odgłosy wydają jakieś owady, więc schowałem głowę pod kocem. Ale po chwili, wsłuchując się uważniej, zrozumiałem, że się pomyliłem. Te krótkie syknięcia - bo tak właśnie brzmiały dziwne dźwięki - dobiegały z góry, a wydawały je jakieś znane mi istoty.
Odchyliwszy koc, zdrętwiałem ze strachu. Ujrzałem cały cmentarz rozjarzony małymi światełkami, które unosiły się nad ziemią w fantastycznym tańcu.
Błędne ogniki.
Znałem to zjawisko z opowieści, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę ogniki na własne oczy i w takiej ilości. Podobno wywołuje je samozapłon związany z rozkładem szczątków organicznych. Tolkien nazwał te płomyki "świecami umarłych".
Jednak białe błyski miały w sobie coś zbyt ludzkiego jak na zwykły proces chemiczny. Niektóre płomienie wędrowały tuż nad ziemią, parami, jakby ich źródłem było coś demonicznego i niewidzialnego.
Zafascynowany tym złowieszczym widokiem, usiłowałem złapać któryś z nich, ale błyskawicznie znikały, jak gdyby były świadome mojej obecności.
Taniec diabolicznych ogników trwał dobrych kilka minut. Potem znów zapadła ciemność, w której wyraźnie czułem zapach siarki.
Kładąc się, przypomniałem sobie, co przeczytałem kiedyś w pewnym zbiorze mitów celtyckich. Była w nim mowa o tym, że błędne ogniki są duchami nieochrzczonych dzieci - i takich, które urodziły się martwe. Byty te jakoby krążą pomiędzy piekłem a niebem, nigdzie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ale to wyjaśnienie nigdy mnie nie przekonywało.
Gdyby mój brat został tutaj pochowany, może pomyślałbym, że jest jednym z tych pochodzących z zaświatów płomieni. Niestety, jego prochy spoczywały na odległym cmentarzu w Barcelonie.
A więc za tą paradą świateł stali inni nieboszczycy - tacy, których nie miałem przyjemności poznać.
Owinąłem się wełnianym kocem, ale byłem zbyt rozemocjonowany, żeby zasnąć. Błędne ogniki przywołały bolesne wspomnienie Juliana. A jednak czułem się niezwykle pewny siebie. Wtargnąłem na teren cmentarza, zasnąłem na grobie, a potem nie wystraszyłem się upiornego widowiska.
Usiadłem na płycie, otulony kocem, i zjadłem drugie jabłko z koszyka. Potem otworzyłem butelkę i wypiłem połowę wody.
Całkowicie już obudzony, uzmysłowiłem sobie, że nawet nie wiem, na czyim grobie siedzę. Poczułem, że muszę sprawdzić - także przez grzeczność - kto w nim leży.
Małą latarką, którą miałem w kieszeni, poświeciłem na kamień. Widniała tam jakaś inskrypcja. A kiedy ją zobaczyłem, zamarłem z wrażenia.
Zobaczyłem swoje imię.
Pod spodem nie było w prawdzie daty urodzenia, za to ktoś wyrył datę śmierci.
Dzisiejszą datę.
Zakręciło mi się w głowie, chociaż nadal nie czułem strachu.
Nagle znów zrobiłem się śpiący. Moja ostatnia myśl przed zapadnięciem w sen dotyczyła ojca, którego skazywałem, odchodząc, na jeszcze dotkliwszą samotność. Ale poza tym byłem gotowy na ostatnią podróż.
____________________
Witam Państwa z kolejnym nudnym rozdziałem.
Jednak mam pocieszenie, w następnym pojawi się Louis! :3
Wreszcie coś zacznie się dziać, więc myślę, że najnudniejszą część mamy za sobą :)
Chociaż uprzedzam, że czasem jeszcze pojawią się nudne opisówki czy coś w tym stylu..
I coś specjalnie do naszej tajemniczej "~K", nic nie robiłam z tymi piosenkami, one same pojawiają się i znikają xD
To by było na tyle :D
Kocham Was xx
~Monte
Jezu cudowny,kocham to i znowu mój fangirling nadchodzi ahjahdlaalh trochę przeraziło mn te imie Harrego na tym nagrobku ale okeej omg i jeszcze Lou w kolejnym ahsldb nie mogę się doczekać xx pozdrawiam @Larreh3
OdpowiedzUsuńJezu boję się trochę tego ff xd ale naprawdę mi się podoba i w końcu nadrobiłam rozdziały xd @loulittleflower
OdpowiedzUsuńahhaahaahahah nie jest tak straszne ale ciekawe;]
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga! Chce już kolejny rozdział :) @Aleksandra_166
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAM NIE PRZECZYTAĆ WCZEŚNIEJ TEGO ROZDZIAŁU
OdpowiedzUsuńco ze mną nie tak...kurde ale ze mnie gapa...ten rozdział jest zajebisty!
idę czytać następny
~K