środa, 6 maja 2015

Rozdział 50: Wyspa Psów.

Świat jest okrągły,
dlatego miejsce, które
wydaje się jego końcem,
może być też początkiem.
~Ivy Baker

   Większość drogi pokonaliśmy metrem. Potem taksówka, za którą zapłacił Justin, zawiozła nas pod podany w esemesie adres.
   Chociaż na tej portowej wyspie było mnóstwo drapaczy chmur i nowych bloków mieszkalnych, wysiedliśmy przed magazynem wyglądającym na opuszczony. A jednak ktoś zostawił otwarte drzwi.
   Weszliśmy ostrożnie do środka. W powietrzu czuć było kurz i koty. Wiele wskazywało na to, że od dłuższego czasu nikt tutaj nie zaglądał.
   - I co teraz? - zapytałem, próbując zapomnieć o przeszywającym bólu głowy, który nie mijał od nocy morderstwa.
   Wtedy Jesy zauważyła schody.
   Weszliśmy po nich do małego pomieszczenia, którego okna wychodziły na Tamizę. Był tam też niewielki balkon z wyjściem ewakuacyjnym.
   - Wygląda na to, że ktoś tu mieszka - odezwał się Justin, po czym zamknął okno. Obok balkonu zobaczyliśmy prawie nowy materac, koc i butelkę z wodą mineralną.
   - Pewnie jakiś bezdomny - dodała rudowłosa. - Podejrzewasz, że to osoba, która wysłała ci wiadomość?
   - Coś tutaj się nie zgadza.
   Podczas ich dyskusji mój ból głowy stał się nie do zniesienia.
   Słuchajcie, muszę się na chwilę położyć - powiedziałem. - Głowa mi zaraz eksploduje.
   - Nie ma sprawy - odparł chłopak. - Pójdziemy się rozejrzeć po nabrzeżu i za godzinę po ciebie wrócimy.
   - Myślisz, że policja nas szuka? - spytała go Jesy na schodach.
   - Na pewno.
   Czułem się tak fatalnie, że położyłem się na materacu bezdomnego. Napiłem się nawet wody z jego butelki. Potem zamknąłem oczy. Korzystając z faktu, że zostałem sam, nie powstrzymywałem łez. Potem zasnąłem.

++++

   Obudził mnie deszcze stukający o dach magazynu. Sprawdziłem godzinę: spałem półtorej godziny, a oni jeszcze nie wrócili.
   Wyjrzałem przez okno, które teraz spowija mgła nadciągająca od Tamizy. Mała markiza na balkonie chroniła je przed deszczem.
   Wtedy stało się coś, od czego przebiegł mnie dreszcz.
   Na zewnątrz czyjś palec napisał wielkimi literami na zaparowanej szybie:
   R e t r u m
   Po chwili literę "t" przerobił na "d". Teraz napis wyglądał następująco:
   R e d r u m
   Wkurzyłem się na Justina i Jessicę, przekonany, że to oni robią mi żarty. Ale wtedy zobaczyłem coś, co mnie zupełnie sparaliżowało.
   Nagle ręka za oknem wytarła kawałek szyby, żeby zajrzeć do środka, i ujrzałem twarz Louisa. Chłopak uśmiechnął się do mnie smutno, a potem chuchnął i odcisnął ślad ust na szkle. Później zniknął.
   Wstałem ze łzami w oczach i złamanym sercem. To, co widziałem, mogło być tylko złudzeniem spowodowanym przez gorączkę i migrenę, ale litery dalej majaczyły na szybie. Podobnie jak zarys ust Louisa.
   Wtedy wrócili. Justin poklepał mnie po ramieniu, pytając, jak się czuję. Poprosiłem o ciszę i pokazałem im wiadomość na zaparowanej szybie. Słowo, które powoli pokrywała wilgoć.
   - Kto to napisał? - zapytał Justin
   Nie miałem odwagi powiedzieć.
   - Ktoś śpiewa - powiedziała Jesy. - Posłuchajcie...
   Dźwięczny głos, który znałem aż za dobrze, dobiegał spod balkonu. Otworzyłem okno, żeby spojrzeć w dół przez strugi deszczu.
   Nabrzeże było puste, ale piosenka wciąż rozbrzmiewała, chociaż coraz ciszej. Mówiła o wielkiej miłości, silniejszej nawet od śmierci.
   Zamknąłem oczy, pragnąc znaleźć się znów w objęciach tego, który - teraz to wiedziałem - nie do końca odszedł z tego świata.


Sun was biding into the clouds
Black birds flew over the graveyard
I was feeling half dead inside
Without knowing you were half alive

Who is knocking on the door?
What is this scent of lilies?
Where does it come from?
Darkness is breaking down
My soul escapes the eternal cage

I squatted on your gravestone
Full of ivy, oblivion and frost
My hand uncovered your sad name
Someone who left ages ago

Welcome, sorrowful boy
Why are you alone in here
So far and near?
I'm now just behind you
Let me embrace living corpse

Suddenly an invisible touch
Held me close and breathed "oh, my love"
I turned round but no one was here
My heart rushed with wonder and fear*

____________________
* Słońce ukrywało się za chmurami,
   Czarne ptaki przefrunęły nad cmentarzem,
   Czułem się na wpół martwy,
   Nie wiedząc, że ty jesteś na wpół żywy.

   Kto puka do drzwi?
   Co to za zapach lilii?
   Skąd się wziął?
   Ciemność zapada nad nami,
   A moja dusza ucieka z wiecznej klatki.

   Usiadłem na twoim grobie,
   Pokrytym przez bluszcz, niepamięć i szron,
   Moja ręka odsłoniła twoje smutne imię,
   Kogoś, kto odszedł dawno temu.

   Witaj, pogrążony w smutku chłopcze,
   Co tutaj robisz sam,
   tak bliski i tak daleki?
   Stoję teraz za tobą.
   Pozwól mi objąć twoje żywe ciało.

   Nagle ktoś niewidzialny
   Dotknął mnie, wzdychając: "Och, kochanie".
   Gdy się odwróciłem, nie było nikogo,
   A ja poczułem zdumienie i strach.
____________________

Znów po długim czasie ;c
Im więcej wolnego czasu, tym mniej zorganizowana jestem, wybaczcie ;'c
Btw to jest jakby koniec części trzeciej, przed nami jeszcze dwie ^^

4 komentarze:

  1. Duch Louisa? O.o Spodziewałam się tego, ale nie mam pojęcia jak dalej się to rozwinie... Naprawdę kocham to ff ♡
    69_with_batman

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg ! Duch Lou i ta cała sytuacja.. jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. To ff jest bardzo wciągające :) :) Czekam na kolejny @Aleksandra_166

    OdpowiedzUsuń
  3. Chce mi sie płakać,jezu... smutny ten rozdział,nie wiem co jeszcze napisac. Dowiedzialam sie o dramie z Zouisem i mam dosyć. Czekam na kolejny,@Larreh.

    OdpowiedzUsuń