piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 67: Przestroga.

Ze wszystkich zjaw
duchy naszych dawnych miłości
są najgorsze.
~Arthur Conan Doyle


   Gdy zobaczyłem Jesy i Justina w czarnych ubraniach i w glanach w naszym salonie, poczułem się, jakbym znów ujrzał ducha. Ojciec zrobił gościom kawę, a potem usiadł przed telewizorem, nie poświęcając im więcej uwagi.
   Na mój widok natychmiast się podniósł i powiedział, żebym z nimi poszedł na chwilę do kuchni. Zauważył, że jestem umyty i wypoczęty, czego nie dało się powiedzieć o moich gościach. To go chyba uspokoiło. Poza tym miałem pomysł, jak uśpić jego czujność.
   - Mogę zaprosić na dziś wieczór Albę? - zapytałem. - Zjemy pizzę i będziemy się uczyć od egzaminów.
   Gdy usłyszał jej imię, rzeczywiście wyraźnie się odprężył.
   - Wątpię, czy będziecie się uczyć. Ale podoba mi się ta dziewczyna. Jest spokojna, miła i dobrze wychowana. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ma na ciebie dobry wpływ. I ma klasę, w przeciwieństwie do tych dwojga...
   - Tato, proszę.
   - Rozumiem, że przed wejściem w nowy świat - powiedział, pocierając ręką kark - trzeba porzucić stary. Dlatego pożegnaj się z nimi dzisiaj. Sam widziałeś w Londynie, do czego może doprowadzić zadawanie się z niewłaściwymi ludźmi.
   Była prawie piąta, gdy znaleźliśmy się przed cmentarzem. Stare przyzwyczajenie, które teraz niosło z sobą sam smutek.
   Dwa stada gawronów minęły się na burym niebie zlewającym się z ołowianym listopadowym morzem. Wszyscy w długich płaszczach, usiedliśmy w miejscu, z którego widać było ciągnący się po horyzoncie szary bezkres.
   Przez dłuższy czas milczeliśmy. W końcu odezwał się Justin, który chyba przejął dowodzenie w Retrum:
   - Przyszliśmy, bo nie odbierałeś telefonów.
   - Miałem wyciszony dźwięk. Nie wiedziałem, że dzwoniliście. Potem dowiedziałem się od ojca, że mnie szukacie. Skąd mieliście adres?
   - Louis pokazał nam twój dom któregoś razu, gdy spacerowaliśmy po mieście.
   - A co takiego ważnego chcieliście mi powiedzieć? Dopiero co się widzieliśmy na cmentarzu w Poblenou. Czy coś się stało?
   Jessica poprawiła swoje ogniste włosy.
   - Sam dobrze wiesz.
   Nie rozumiałem.
   - Gdzie spałeś dzisiaj? - zapytała. - Nie było cię w domu.
   - Nie wasza sprawa - odparłem wzburzony. - Ja się nie wtrącam w cudze życie. Więc kogo może obchodzić moje?
   - Dowiesz się, jak się odwrócisz - odpowiedział Justin bardzo poważnie. - Jego obchodzi.
   Obróciłem głowę bardzo powoli, jakby powietrze sprawiało opór. Przeniosłem wzrok z morza na cmentarz.
   Duch Louisa siedział na murze, patrząc na mnie z gniewem.
   Bez namysłu pobiegłem w jego kierunku. Wtedy zjawa lekkim ruchem zeskoczyła na drugą stronę.
   - Nie idź tam! - krzyknęła Jesy.
   Ale było już za późno na ostrzeżenia. Obudziły się we mnie całe pokłady energii. W jednej chwili przeskoczyłem mur i wylądowałem na grobie, na którym spałem poprzedniej zimy.
   Upewniwszy się, że niczego sobie nie złamałem, zerwałem się na równe nogi i zacząłem wykrzykiwać jego imię.
   Odpowiadał mi tylko wiatr.
____________________
Znowu przesadziłam z przerwą, wiem..
Szczęśliwego Nowego Roku, oby był lepszy niż poprzedni, dużo kasy, radości, miłości i spełnienia marzeń przede wszystkim, kocham Was <3
~Monte

2 komentarze:

  1. Jeny...Ten rozdział mnie strasznie zasmucil,nawet nie wiem dlaczego. Może dlatego że Lou serio jest tym duchem. Kocham tę opowiadanie. Akcja jest taka utrzymana i powoduje te emocje i wgl. Szczęśliwego Nowego Roku również x Czekam na kolejny oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słońce, nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale to, co robisz jest zwyczajnym plagiatem, czyli po prostu KRADZIEŻĄ. Przywłaszczyłaś sobie czyjś pomysł, czyichś bohaterów (to, że u Ciebie mają inne imiona niczego nie zmienia), czyjąś pracę. Tłumaczenie, że "niewiele osób zna tę książkę" jest żałosne.
    Buziak!

    OdpowiedzUsuń