sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 2: Kwadratowe Pierścionki.

Najokrutniejszym i najbardziej tajemniczym z wrogów
jest teraz mój ponury przyjaciel.
~Mary Elizabeth Coleridge

   Śmierć brata była końcem życia, jakie znałem.
   Chociaż po moim powrocie ze szpitala - tylko piętnaście dni unieruchomienia i zaledwie trzy złamane kości - rodzice udawali, że życie toczy się dalej, grobowa cisza zawładnęła domem. Aby ją zagłuszyć, ojciec kupił telewizor plazmowy, który zajmował pół ściany w salonie.
   Grał przez cały dzień. Nieważne co leci: futbol, filmy, programy rozrywkowe. Mój ojciec stale siedział wpatrzony w ekran, zakładnik bólu i niezrozumienia.
   Zwolnili go z pracy. Obwiniał się o to, że zostawił w moich rękach śmiertelnie niebezpieczną zabawkę, chociaż jedynym sprawcą tragedii byłem ja. Nie chciałem już niczego od świata, a każdy mój dzień sprowadzał się do bezczynności. Szedłem do szkoły i wracałem. Nic poza tym. Stałem się żywym trupem.
   Moja matka nie potrafiła ukryć rozpaczy. Julian był jej skarbem, jedynym szczęściem w smutnym i jałowym życiu. Twarde spojrzenie, które nam rzucała, mówiło: "Nigdy wam nie wybaczę".
   Cztery miesiące po katastrofie zostawiła nas. Wyjechała ze swoją siostrą do Stanów. Musiała odseparować się na rok od wszystkiego, co znała. Takie było jej wytłumaczenie.
   Ojca chyba niewiele to obeszło. Dalej siedział jak zahipnotyzowany przed ogromnym ekranem, z tą tylko różnicą, że wrócił z pracy, więc robił sobie teraz ośmiogodzinne przerwy w oglądaniu telewizji.
   Mimo że wcześniej nigdy dużo nie rozmawialiśmy, z poczucia winy zacząłem się o niego troszczyć. Rano nakrywałem do stołu, robiłem kawę, wietrzyłem dom przed pójściem do szkoły. Stałem się kimś w rodzaju Belli Swan ze "Zmierzchu", choć nie miałem nawet wampira, który by mnie kochał.
   Nigdy nie mówiliśmy o Julianie.
   Jedyną pozytywną zmianą w tym całym nieszczęściu było to, że zacząłem inaczej patrzeć na mieszkańców miasteczka. W miesiącach po katastrofie cały świat traktował mnie z niezwykłym zrozumieniem. Wręcz mogłoby się wydawać, że podobne tragedie są na nie szczególnie wrażliwe.
   Marna pociecha.
   Dzieciaki z klasy, które wcześniej mnie ignorowały, nagle zaczęły napomykać o pograniu razem w nogę albo kosza. Najlepsza uczennica w szkole - a przy okazji najładniejsza - zaproponowała, że pożyczy mi swoje notatki, żebym mógł nadrobić opuszczony materiał.
   Byłem im wszystkim naprawdę wdzięczny, ale odrzucałem jakąkolwiek pomoc. Przyzwyczaiłem się do domowej ciszy - pomruk telewizora to przecież odmiana milczenia - i do włóczenia się po polach otaczających Teię.
   Lubiłem zwłaszcza drogę wiodącą na cmentarz. Prawie codziennie wchodziłem na zbocze wzgórza. Kiedy przyglądałem się stamtąd bezkresnemu morzu, ogarniał mnie wielki spokój. Jeśli żelazna brama była otwarta, nieścigany niczym wzrokiem przechadzałem się wśród grobów.
   "Któregoś dnia stanę się jednym z was" - mówiłem sobie w duchu.
   Ta myśl wcale mnie nie przerażała. Przecież ja już byłem martwy. Spalenie mojego ciała albo zakopanie go wydawało się czystą formalnością.
   Z czasem ludzie przywykli do mojego nowego sposobu bycia i przestali się mną interesować. W szkole z nikim nie utrzymywałem bliższych kontaktów i angażowałem się w jakiekolwiek działania tylko wtedy, gdy było to konieczne.
   Czas wolny spędzałem słuchając muzyki klasycznej i czytając angielskich romantyków. Nagle zaczęły się mi się podobać wiersze o miłości niemożliwej, gotyckie powieści, wizje życia pozagrobowego stworzone przez niespokojne umysły pisarzy, którzy mówili do mnie poprzez stulecia.
   Oni stali się moimi przyjaciółmi i powiernikami. Byli dla mnie jak rodzina, bo, podobnie jak ja, ciałem pozostawali na tym świecie, a duszą na tamtym.
   Czasami przekładałem spacer na cmentarz na inny dzień i odwiedzałem Gerarda, miejscowego artystę. Czułem do niego szacunek, ponieważ w wieku czterdziestu lat miał odwagę rzucić pracę i spełnić swoje marzenie - zostać malarzem.
   Udało mu się to także dzięki wsparciu żony. Teraz żył ze swoich wystaw - miał kilku mecenasów w Europie - i z zajęć plastycznych, które prowadził w Tei.
   Pewnego razu, gdy snułem się pod Unią, tutejszym domem kultury, Gerard przerwał swoje warsztaty malarskie, żeby do mnie wyjść.
   - Ile ty masz lat? - zapytał.
   - Szesnaście.
   - Powinieneś coś zrobić ze swoim życiem. Nie możesz tak dalej snuć się bez celu jak pokutująca dusza.
   Wzruszyłem ramionami.
   - Ja w twoim wieku zacząłem pracować w sklepie jubilerskim - powiedział. - Spędziłem tam ponad dwadzieścia lat, ale to nie było zajęcie dla mnie. Zdałem sobie z tego sprawę, dopiero projektując kwadratowe pierścionki zaręczynowe dla jednego z klientów. Zależało mu na czymś oryginalnym, jednak kiedy zobaczył, co dla niego mam, wpadł w szał. Mój szef też się wściekł, no i musiałem przetopić złoto, żeby nadal wyrabiać z niego nudne, zwyczajne przedmioty. I wtedy powiedziałem: "Dosyć".
   Patrzyłem na niego, nie wiedząc, jak się zachować. Tym czasem niektóre uczestniczki warsztatów malarskich zdążyły skończyć już swoje prace i teraz obserwowały mnie przez oszklone drzwi. W ich oczach widziałem coś w rodzaju litości. Albo pogardy.
   Zanim Gerard wrócił do środka, dodał:
   - Jeśli tutaj nie pozwalają ci robić kwadratowych pierścionków, poszukaj sobie świata, w którym to będzie możliwe.
____________________

Hej Koty! :3
Po (jak dla mnie) dość długim czasie wstawiam nowy rozdział ^.^
Mam nadzieję, że przez tę przerwę się do niego nie zniechęciliście?
Jakby ktoś się interesował,  w szpitalu było całkiem fajnie, a operację przeszłam bardzo dobrze, więc jak najbardziej jest już wszystko w porządku c:
Mam nadzieję, że teraz już nic nie przeszkodzi mi w wstawianiu rozdziałów co 2/3 dni :D
Ale dosyć o mnie.
Co myślicie o głębokim przekazie Gerarda? Jak go interpretujecie?
Czekam na odpowiedzi w komentarzach :3
Och i jak zawsze przekierowuję chętnych do zakładki Informowani :p
Kocham Was xx
~Monte

9 komentarzy:

  1. Dobrze, że już wróciłaś i dobrze, że wszystko było dobrze. xD ;* Świetny rozdział ! :) No, a to co powiedział Gerard było fascynujące ! Czekam na trójeczkę. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie że wszystko poszło dobrze w tym szpitalu, w poprzednim.komentarzu miałam też coś wspomnieć o tym,ale zapomniał bo za bardzo się ekscytowałam tym ff xx rozdział cudnyyy x jezu ja to kocham *-* smutno trochę,bo wiem jak Harry się czuje...pusto i wgl. A co do Gerarda jest bardzo mądry. Ale myślę że Harry narazie nie weźmie pod uwagę tego co powiedział. Czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę że rozmowa z Gerardem da mu trochę do myślenia lecz czy coś da? czy coś zmieni w jego życiu? trochę wątpię w to..rozdział jak dla mnie interesujący i przez tą przerwę nie zniechęciłam się do niego.
    ps. "kew gardens" kocham czytać to opowiadanie przy tej piosence
    ~K

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiła mnie ta historia..zupełnie inne opowiadanie o Larrym ..coś nowego ..dlatego czekam na kolejny rozdział ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiło mnie to opowiadanie, jeste takie nietypowe... Wyobrażam sobie jakie smutny musi być Harry po tym co się wydarzyło :( To co powiedział Gerard jest interesujące i ciekawe jaki będzie miało wpływ na Harryego.. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    ~ @69_with_batman

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww rozdział cudowny *..* jesteś świetna! Ale to chyba nic nowego xD to opowiadanie jest meega tajemnicze i fascynujące! Kocham Cię za to.! A ja myślę, że Harry uświadomi sobie coś ważnego po tej rozmowie i coś zmieni ;) do następnego <3 @larry_shipperss

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie piszesz. A opowiadanie jest takie... tajemnicze ^^ Podoba mi się i na pewno będę czytać dalej, a więc czekam na trójeczkęę :D @KlaudiaUmerska

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz, a rozdział fajny :) @Aleksandra_166

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział! Są coraz lepsze! Uwielbiam to opowiadanie :)
    snickerslifestyle09.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń